Kolejny wywiad Kornelii i Bartka

 

      Z dniem pierwszego września w naszej szkole powitaliśmy nową panią dyrektor – Iwonę Kumek. Aktualnie uczniowie nic nie wiedzą na Jej temat, dlatego pozwoliliśmy sobie przeprowadzić z Nią wywiad, którego celem jest przybliżenie Wam Jej osoby oraz pokazanie na czym polega praca dyrektora.

 

Zacznijmy od pytania:  czy była Pani uczennicą tej szkoły?

  Tak, 1 września 1983 roku zostałam uczennicą pierwszej klasy o profilu matematyczno-fizycznym.

 

Jak radziła sobie Pani w szkole? Z jakim wynikiem ukończyła Pani naukę?

   Prymusem raczej nie byłam. Dostałam się do klasy matematyczno-fizycznej ze względu na dobre stopnie z matematyki i fizyki, które otrzymałam w szkole podstawowej. Moim wychowawcą był pan Benedykt Lubiszewski. Te cztery lata, które tu spędziłam, były jednym z lepszych okresów w moim życiu. Zawiązałam tu przyjaźnie, które trwają po dzień dzisiejszy. „Norwid” wyposażył mnie w cenną wiedzę i umiejętności. Często powtarzam, że dostałam taki worek, w którym znajdę na przykład wzór na deltę i definicję entropii. Nie mam pojęcia do czego było mi to potrzebne, ale to wiem. W czwartej klasie byłam bardzo dumna, bo zostałam wytypowana do składu pocztu sztandarowego. Od pierwszej klasy reprezentowałam także szkołę, grając w drużynie siatkarskiej prowadzonej przez profesora Stefana Bałkowskiego. Mam na swoim koncie mistrzostwo Jeleniej Góry. W pierwszej klasie byłam najmłodszym zawodnikiem w drużynie, razem z koleżanką - aktualnie nauczycielką wuefu byłyśmy najmłodszymi zawodniczkami, bo inne dziewczyny były z trzecich i czwartych klas, a my jako jedyne byłyśmy w 1 klasie i znalazłyśmy się od razu w pierwszym składzie.

 

Za czym z czasów szkolnych najbardziej Pani tęskni?

  Za młodością... To były lata naszej młodości, kształtowania charakterów. Wyszłam stąd dojrzała, wiedziałam czego chcę. „Norwid” doskonale przygotował mnie do egzaminu maturalnego. Bez żadnego problemu zdałam maturę i to z dobrymi stopniami, dzięki czemu niemal automatycznie dostałam się na studia. To bardzo ważne – dobra szkoła taka właśnie powinna być. To był bardzo dobry okres, dobrze się w tej szkole czułam, miałam kolegów i koleżanki. Do dziś utrzymujemy kontakty. Kiedyś już organizowaliśmy spotkanie po 20 latach od matury. Poza tym „Norwid” ukształtował mój gust muzyczny i filmowy, a także rozwinął zainteresowania. Już wtedy wiedziałam czym będę się zajmować. Pamiętam jak w trzeciej klasie pan profesor Lubiszewski zapytał klasę: „A co wy będziecie studiować?” I wtedy pomyślałam poważniej o historii, no i tak już zostało.

 

Jakie jest Pani ogólne wrażenie o szkole po tylu latach, czy dużo się zmieniło? Czego w niej brakuje?

  Szkoła zmieniła się bardzo pozytywnie. Widać ogromną życzliwość i otwartość - zarówno ze strony pracowników, jak i nauczycieli oraz uczniów. Kiedy wygrałam konkurs i przekraczałam próg szkoły, czułam taki wewnętrzny lęk i ciekawość: jak teraz wyjdę z roli ucznia i zacznę ją postrzegać jako dyrektor? Zmieniła się ogromnie, jest zupełnie inna. Odnajduję jednak stare kąty: w tej sali uczyłam się języka polskiego, tam była moja geografia, ale lekcje historii odbywały się w innym miejscu. Z mojego ogólniaka niewiele już zostało, pozmieniały się klasy. Z perspektywy lat, na pewno widać, że „Norwid” jest nowocześniejszy, macie o wiele większe możliwości jeśli chodzi o naukę języków obcych czy innych przedmiotów. No i oczywiście jest ładniejszy. Akurat na moje przyjście, szkoła została pomalowana i ocieplona. Oczywiście przed Nami jest jeszcze trochę pracy.

 

No właśnie, czy czekają nas jakieś duże zmiany w szkole?

  Oj, chciałabym, przede wszystkim, żeby to było takie połączenie jakości i ilości. Z jednej strony postawić na gwarancję doskonałej jakości edukacji, na nowoczesne środki edukacyjne, bo wiadomo – dziś kreda, tablica i nauczyciel to za mało, ale z drugiej strony „Norwid” musi być też przyjazny uczniowi, musi być ogromny! Bardzo spodobało mi się hasło „NORWID WALKING!” - „Norwid” nadchodzi, zaczyna się era „Norwida”. Chciałabym uczynić to sztandarowym hasłem szkoły. Zdanie matury, moim zdaniem, uczeń powinien dostawać w pakiecie wraz z przyjściem tutaj. I nie mówię wcale o trzydziestu procentach, bo uważam, że stać Was na więcej. Rozumiem, że uczeń klasy humanistycznej, matematykę może zdać na 30 procent, ale polski, język, historię i wos, niech zda na 90 procent! Owe 30 procent, to jest dla mnie próg niezbędnego minimum, a uważam, że uczniów mojego „Norwida”, stać na znacznie więcej. Te 30 procent, to Wy powinniście zdać o dwunastej w nocy, jak ktoś Was wyrwie w piżamie z głębokiego snu, po ciężkim dniu albo po imprezie. Chciałabym, aby uczeń był zdeterminowany w dążeniu do celu, jakim jest uzyskanie wysokiego poziomu zdawalności na egzaminie maturalnym. Niski wynik przekłada się na studia na kiepskiej uczelni, a przecież marzycie o wielkich uczelniach. Nie mówię tutaj o jakichś  wyższych szkołach niepublicznych, czy mniej znaczących uczelniach z naszego regionu. Może to zabrzmieć trochę zarozumiale, ale moim zdaniem, uczniowie ogólniaka, to jest elita społeczeństwa. To z Was powinni się rekrutować najwybitniejsi przedstawiciele kadry kierowniczej państwa. Architekci, lekarze, politycy, prawnicy. Tutaj w szkole, powinna funkcjonować taka prawdziwa kuźnia tychże  kadr. Według mnie, uczeń liceum ogólnokształcącego, powinien mieć bardzo szerokie horyzonty. Nie powinien spoczywać na laurach i - co oczywiste - mieć ambicje wykraczające poza ocenę dopuszczającą. Musi być otwartym na świat, mieć szerokie zainteresowania i być inteligentem ze wszelkimi tego stanu konsekwencjami. Kiedy powie się Asnyk, to będziesz wiedział, kim był Adam Asnyk, a kiedy ktoś powie Jowisz, to będziesz wiedział, że to szósta planeta układu słonecznego, która ma pierścienie.

 

A co takiego zmieniło się w uczniach, jacy są teraz?

  Bardziej kolorowi..., zdecydowanie. My mieliśmy tylko trzy kolory do noszenia - czarny, szary i granatowy. Oczywiście, jak były jakieś imprezy, to wtedy się ten koloryt pokazywał, jednak na co dzień, był ukryty. Poza tym, uczniowie dzisiaj są nastawieni na zdobywanie wiedzy. Po rozmowie z samorządem, wnioskuję, że każdy z Was wie, po co do tej szkoły przychodzi. Postawiliście na siebie i to mi się bardzo podoba. Wiecie, co chcecie robić. Dzisiaj przyszła dziewczynka, która już wie, że chce być weterynarzem. Przenosi się z innej szkoły i chce przyjść tu, do klasy biologiczno-  - chemicznej, bo my, jako szkoła, jesteśmy w stanie dać jej to, o czym sobie marzy. Widzę tu ogromne talenty. W mojej klasie na przykład, był uczeń, który jest aktualnie muzykiem i to najwyższych lotów - Artur Lesicki, który grywa z Krysią Prońko, czy z Krzysztofem Kiliańskim. Marek Napiórkowski – wyśmienity, jeden z najlepszych gitarzystów był o klasę niżej. Są to znane nazwiska. Jesteście bardzo sympatyczni i nastawieni bardzo pozytywnie do tego, co przyniesie Wam przyszłość. Walczycie o nią i inwestujecie w siebie, a to jest najważniejsze.

 

Czy jednak są jakieś negatywne cechy u uczniów, co Panią najbardziej irytuje?

  Nie mówią dzień dobry! Jestem zaskoczona! Nie wiem, czy to dlatego, że Mnie nie znają, czy z innych powodów. Przyznam, że Mnie to trochę zabolało. Natomiast są grzeczni, mili, gdy zwraca się im uwagę gdy „ekologicznie” spędzają czas na przerwach – mówię oczywiście o paleniu papierosów. Ale raczej takich negatywnych zachowań nie zaobserwowałam.

 

Jakie było Pani marzenie z dzieciństwa dotyczące zawodu?

  Nie pamiętam dziecięcych marzeń o tym, kim chciałabym być w przyszłości. Po maturze  wybrałam studia historyczne z racji tego, że nie miałam problemów z przedmiotami humanistycznymi, chociaż byłam w klasie matematyczno-fizycznej. Jednak o tym, że będę nauczycielem, to chyba nie myślałam ani nie śniłam. Kiedy mieliśmy do wyboru archiwistykę lub pedagogikę, to raczej nie widziałam siebie, jako pani w archiwum, dlatego poszłam pracować do szkoły i odnalazłam się w tej roli. Bardzo mi się podoba mój zawód, z tym, że już od dawna nie jestem takim nauczycielem sensu stricto. Bardziej mnie pochłania praca dyrektorska, natomiast bardzo lubię nauczać. Nie wiem czy robię to dobrze, to Wy ocenicie.

 

A gdzie pracowała Pani wcześniej?

  Zaczynałam pracę w Zespole Szkół Zawodowych nr 4, to szkoła o profilu gastronomicznym i  usługowym. Później zmieniliśmy nazwę szkoły, przenieśliśmy się na ulicę Leśną i tam powstał Zespół Szkół Licealnych i Usługowych. W tym roku mam dwudziestolecie pracy. „Norwid” jest moją drugą szkołą – drugim liceum.

 

Jak właściwie wygląda Pani praca? Na czym polega? Mówimy o pracy dyrektora szkoły, chociaż większość z nas nic o niej nie wie. Czy to jest trudna, stresująca praca?

  Dyrektor to jest mieszanka kierownika administracyjnego, gospodarczego, inżyniera do spraw budowlanych, elektrycznych, pracodawcy, bo przecież trzeba zatrudniać pracowników
i nauczycieli. To także praca wychowawcy, bo muszę dyscyplinować uczniów, no i oczywiście to też zawód nauczyciela – w moim przypadku historii. Generalnie jest to praca przy biurku polegająca na podpisywaniu dokumentów, obmyślaniu strategii rozwoju szkoły oraz pilnowanie, żeby uczeń, z jednej strony był w szkole bezpieczny pod każdym względem, jak i miał wysoką jakość usług – wysoki poziom edukacji oraz, aby był wyposażony w nowoczesne środki i miał dostęp do wszystkiego, co przynosi nam dzisiaj świat. Przecież Europa, a nawet cały świat stoją przed Wami otworem. W tych czasach możecie marzyć o czymś, o czym moje pokolenie marzyć nie mogło, bo żyliśmy w takim, a nie innym ustroju. Dla Was, możliwe są do spełnienia marzenia o studiach na Sorbonie czy Oxfordzie, dziś nawet Harvard może być w Waszym zasięgu. Znajomość języków, Internet, pozwalają na to, że nie mamy żadnych ograniczeń i to bardzo mi się podoba! Z drugiej strony – jako dyrektor muszę też dbać o to, aby wszystko działało zgodne z prawem, żeby nikomu nie działa się krzywda i moim zadaniem jest myśleć o tym, jaki będzie następny krok, by sprawić, aby ta szkoła była jak najlepsza, jak największa i żeby wszystkie strony – nauczyciele, uczniowie, rodzice i pracownicy wynosili stąd wszystko co najlepsze – nie mówię oczywiście o sprzęcie!

 

Wiele nauczycieli żali się, że nie może rozgraniczyć swojego prywatnego życia od szkoły i cały wolny czas poświęca pracy. Czy Pani też tak ma, czy jednak udaje się Pani oddzielić swoje prywatne życie od szkoły?

  Ktoś kiedyś powiedział, że nauczyciel to nie zawód, tylko powołanie. Nie da się wyjść, zamknąć drzwi, wyłączyć się. Są problemy szkolne, z którymi wychodzę, które ze mną zostają, bo je przeżywam. Trzeba mieć życie rodzinne, domowe, bo dzięki temu człowiek może się oderwać, zregenerować, a przede wszystkim nabrać dystansu. Ja na przykład idę do ogródka i zajmuję się pracą fizyczną, bo kiedy mam zajęte ręce i się zmęczę, to oczyszczam myśli. Są jednak problemy z którymi się siedzi w szkole, wraca się  do domu i kładzie się z nimi spać. Czasami jest tak - jak to mówi mój mąż - że się „zawieszam”. Zdarza się, że on coś do mnie mówi, ale widzi, że chociaż siedzę przed nim i o czymś rozmawiamy, to mnie nie ma, bo jestem zaprzątnięta  jakimś problemem i staram się znaleźć takie rozwiązanie, które będzie najlepsze w danej sytuacji.

 

Czy są jakieś inne rzeczy - jakieś hobby, które Panią odprężają?

  Czytanie książek – potrafię czytać trzy książki jednocześnie. Uwielbiam kryminały. Pani z biblioteki - Anna Koziara, podsuwa mi różne tytuły. Ostatnio zachwyciłam się kryminałami szwedzkimi Camilli Lackberg , a także Henning'a Mankell'a czy też całą sagą Milenium. Uwielbiam też dobrą muzykę klasyczną i jazz. Lubię teatr i kino, trochę sportu, ostatnio mąż wyposażył mnie w rower i jeździmy razem po okolicy. Mam dwóch bratanków – Cypriana i Dawida. Staram się poświęcać im swój czas, jako ciocia. Mam też sukę – labradora. Odprężają mnie spacery z nią, lubię, kiedy idziemy obok siebie i każda myśli o swoich sprawach.

 

A co z siatkówką?

  Niestety parę lat temu miałam wypadek i musiałam trochę zwolnić. Natomiast czasem na wakacjach, na plaży, lubię sobie rekreacyjnie poodbijać.     

Obydwoje z mężem uwielbiamy siatkówkę, mąż był reprezentantem Akademii Górniczo-Hutniczej i gdyby nie kontuzja, myślę, że nadal by grał. Namiętnie oglądamy mecze piłki siatkowej, miłość do tego sportu pozostała Nam do dziś.

 

Jak właściwie chciałaby Pani być postrzegana przez uczniów? Chciałaby Pani mieć wizerunek surowego dyrektora?

  Jestem generalnie za demokracją. Uważam, że głos rodziców, uczniów i pracowników powinien być szanowany. Jestem zdania, że uczeń ma się w szkole oczywiście przede wszystkim uczyć, ale jest też człowiekiem i ma nie tylko obowiązki, ale i prawa, które chciałabym, by były respektowane. Będę stała na straży tego, bo uważam, że prawo jest dobre, tylko trzeba go przestrzegać. Zasada ta dotyczy wszystkich stron układu. Twarda ręka natomiast musi być, jeśli chodzi o dyscyplinę - zwłaszcza chodzenie do szkoły. Wymagam jak najlepszej jakości edukacji. Zależy mi, aby szkoła była lepsza, by się Wam w niej lepiej uczyło i byście się w niej lepiej czuli, jestem otwarta na wszelkie propozycje zmian. Wiem, że jako pełnoprawni partnerzy - oczekujecie nie tylko sympatii i aprobaty, ale przede wszystkim szacunku. Na stanowisku dyrektora pracuję już trzynasty rok, więc wydaje mi się, że mam doświadczenie. W poprzedniej placówce tak ułożyłam swoje kontakty z uczniami, że wiedzieli, że mogą zawsze do mnie przyjść i zostaną wysłuchani i jeśli nie było naginania prawa, to zawsze staraliśmy się znaleźć złoty środek. Nie wiem czy mam wizerunek surowego dyrektora, zdarza mi się krzyczeć na uczniów, zwłaszcza ,gdy nie słuchają moich przemówień, bo jeśli ja, szanuję innych i wysłuchuję ich do końca, to oczekuję tego samego, gdy zabieram głos.

 

Jakie jest Pani zdanie na temat szkoły, jaką Pani zastała? Czy widzi Pani jakieś błędy, coś co wymaga poprawek?

  Jest to na prawdę fajna szkoła. Na pewno wymaga odświeżenia, bo kiedy przeszłam się po gabinetach, poprosiłam nauczycieli o listę życzeń – okazała się ona naprawdę długa. W większości dotyczy nowoczesnych technologii.  Szkoła jest ładnie odmalowana i moim zdaniem bezpieczna. Zlikwidowałam kraty w oknach, a aula została odmalowana. Będziemy pozyskiwać na nią środki, chcemy zrobić z niej centrum multimedialne. Słyszałam, że były tam przeprowadzane różne akcje   takie jak np. Dzień Mózgu, czy wykład na temat praw człowieka. Bardzo mi się to podoba i na pewno takie przedsięwzięcia będą kontynuowane w kolejnych latach. Na korytarzach planujemy poustawiać więcej ławek, które zrobią dla nas zaprzyjaźnione „Rzemiosła”. Chciałabym żeby szkoła była jak najnowocześniejsza i mam nadzieję, że uda nam dodać tutaj trochę blasku. Podjęliśmy starania, by nadać szkole certyfikat „Szkoły Odkrywców Talentów”. Ministerstwo nadaje ten tytuł szkole, jeśli spełni wszystkie założenia i komisja weryfikacyjna zaakceptuje zgłoszenie szkoły. Zależy mi, aby jak najwięcej młodzieży przychodziło do „Norwida”. Myślimy o nowych rozszerzeniach, nowych językach, mamy nadzieję, że uda się je wprowadzić od przyszłego roku, nowe dyscypliny sportowe, może nawet klasa sportowa. Będziemy starać się pozyskać dla szkoły partnera strategicznego, może jakaś firma, lub jakiś życzliwy absolwent, czy ktoś przyjazny oświacie weźmie pod patronat daną klasę i wyposaży ją w nowoczesne środki, np. w sali chemicznej zrobi laboratorium, lub będzie zapraszał nas na różne wykłady. Akcja, która dobrze się sprawdziła w mojej poprzedniej szkole, to tzw. „Lekcje z mistrzem”. 24 października odbędzie się nasza szkolna Żywa Biblioteka: „Kto pyta – nie błądzi”, będzie to wstęp do cyklu „Lekcji z mistrzem”. Będziemy zapraszać „mistrzów” z różnych dziedzin, np. artystów, naukowców, autorytety, ludzi, którzy coś widzieli i przeżyli i mogą pokazać uczniom, że warto w siebie inwestować, że ciężka praca i samodoskonalenie dają efekty. Inna akcja, to nadawanie kolejnym klasom patronów. Mamy wybitnych absolwentów, rada rodziców wpadła na pomysł, założenia Klubu Absolwenta. Chcemy rozruszać stronę internetową. Będziemy się rozwijać. Myślimy o akcji wykorzystania jednego procentu podatku, żeby namówić ludzi, aby przeznaczyli go na naszą szkołę, co pozwoli na zakup rzeczy niezbędnych do uzyskania najlepszego poziomu nauczania.  

 

Jakie jest Pani zdanie na temat nowej reformy programowej, która weszła w życie w tym roku?

  Powiem tak, ona nie jest do końca przemyślana, ale coś trzeba było zrobić. Ta nowa podstawa programowa, nie daje żadnego pola manewru. W moim przedmiocie – historii, nie ma czasu na powtórzenia, czy utrwalenia materiału. A jest to z pewnością potrzebne, aby skutecznie się tego nauczyć. Cieszę się jednak, że po raz kolejny, nie będę musiała przeprowadzać lekcji typu „a na początku to były dinozaury...”, mogę w końcu skończyć tą historię i dotrzeć do lat najnowszych. Kiedy robi się różnego rodzaju ankiety, okazuje się, że młodzież nie wie, kim był Wałęsa, czy jaki był skład rządu itd. Podoba mi się w tej reformie to, że można się ukierunkowywać i wybierać rozszerzenia. Jest to przydatne, kiedy dziecko już wie, co chce robić i jakie przedmioty mu się przydadzą, kiedy ktoś chce być lekarzem - wybierze przedmioty takie jak chemia czy biologia i będzie nauczany ich w większym stopniu, niż inni. Ale boli mnie troszkę, że grupa przedmiotów przyrodniczych, jest uczona w tak nikłym wymiarze dla wszystkich, którzy danych przedmiotów nie wybiorą. Boję się jeszcze tego, że nie mamy i nie znamy nowej formy egzaminu maturalnego, więc pierwszaki, które przyszły teraz, stoją przed nieznanym. Uczniowie starszych klas wiedzą, z czego będą zdawać egzaminy i mogą skoncentrować się na przedmiotach maturalnych, reszty oczywiście też się uczyć, ale w mniejszym stopniu. Pierwszoklasiści natomiast nie wiedzą, bo trwają różne prace nad ich programem. Niedawno wróciłam z kongresu, gdzie bardzo dużo się mówi o tym, że zmiany idą i będą nieuchronne.

 Dziękujemy za rozmowę.